E-handel - jak wyrolować klienta

Jak naciągnąć klienta w internecie? Sprzedać mu fikcyjny towar z fałszywej witryny i zażądać pieniędzy przekazem Western Union

Handel w internecie rośnie błyskawicznie - tylko w Polsce obroty e-sklepów i serwisów aukcyjnych zwiększyły się w ubiegłym roku z 1,9 mld zł do 3,1 mld zł. Coraz częściej internauci szukają atrakcyjnych handlowych okazji nie tylko u siebie w kraju, ale także w wirtualnych sklepach zagranicznych. Ale można się naciąć - na handlu w internecie próbują zarabiać oszuści, czasem są to całe gangi. "Wzrosła liczba różnego typu oszustw internetowych. Przestępcy wykazują coraz więcej inwencji w wymyślaniu metod naciągania konsumentów" - alarmuje w swoim najnowszym raporcie Europejskie Centrum Konsumenckie (ECK to międzynarodowa sieć instytucji zajmujących się ochroną interesów konsumentów). Raport ECK powstał na podstawie skarg związanych z e-handlem - ich liczba wzrosła w ubiegłym roku aż o 74 proc. do prawie 3,8 tys. Ale jest to tylko wierzchołek góry lodowej, bo dane obejmują wyłącznie skargi składane przez poszkodowane osoby w ECK, czyli niewielki odsetek wszystkich przypadków nadużyć.

Na jakie triki dają się złapać internetowi klienci? - Oszuści zakładają strony, które do złudzenia przypominają autentyczne witryny znanych firm albo stosują wyrafinowane techniki psychologicznego nacisku. Wielu oszustów wykorzystuje do swojego procederu aukcje internetowe - ostrzegają pracownicy ECK. Oto kilka przykładów:

Lipna witryna i transfer pieniędzy. Internauta z Irlandii kupił dwa laptopy w brytyjskim sklepie internetowym i zapłacił z góry transferem pieniężnym przez Western Union. Laptopów nigdy nie otrzymał. Jak się okazało - witryna sklepu była fałszywa. Na wypadek gdyby ktoś chciał sprawdzić, czy taka spółka rzeczywiście istnieje, oszuści zamieścili na niej dane teleadresowe innej firmy. W takim e-sklepie pozornie sprzedawali m.in. sprzęt komputerowy, by w końcu zniknąć z pieniędzmi. Ponieważ były one wysyłane transferem, wyśledzenie ich okazało się niemal niemożliwe (zobacz podpis pod zdjęciem). Sprawa trafiła na policję.

Niesolidny sprzedawca, czyli kto kogo zmęczy. Klient ze Szwecji zamówił w niemieckim e-sklepie odtwarzacz DVD. Dostał inny model, niż zamówił, więc odesłał sprzęt, żądając szybkiej dostawy właściwego urządzenia. Sklep nabrał wody w usta - klient nie dostał ani odpowiedzi, ani nowego DVD, ani zwrotu pieniędzy. Nic nie dały nawet próby interwencji szwedzkiego ECK. Dopiero gdy w sprawę zaangażowała się berlińska filia ECK, sprzedawca przyznał, że klient ma rację. I... nic nie zrobił. Trzeba było aż dwóch interwencji Centrum, by sklep w końcu odesłał klientowi pieniądze - a i to bez kosztów, jakie ten poniósł, by odesłać niezamawiany towar. Klient był już tak zmęczony sprawą, że machnął ręką na dalsze roszczenia.

Transakcja w szarej strefie, a na koniec spoofing. Inny szwedzki internauta licytował telefony komórkowe na aukcji. Sprzedawca zasugerował mu przeprowadzenie transakcji "pod stołem", czyli poza serwisem aukcyjnym, co miało obu stronom zaoszczędzić kosztów prowizji. Klient zgodził się, ale nie chciał zapłacić z góry nieznanej osobie. Wtedy sprzedawca zaproponował transakcję poprzez stowarzyszoną z serwisem aukcyjnym firmę pośredniczącą (świadczącą tzw. usługi escrow, czyli depozytu - czytaj pod zdjęciem). Wkrótce kupujący otrzymał od firmy depozytowej e-mail z informacją, że towar jest już w jej rękach i jest zgodny z opisem. Po zapłacie zarówno sprzedawca, jak i firma zerwały kontakt z klientem. Gdy ten zwrócił się do serwisu aukcyjnego po pomoc, okazało się, że padł ofiarą oszusta, a rzekomy e-mail od firmy depozytowej był w istocie fałszywką (jest to tzw. spoofing).

Fałszywy powiernik i przekaz przez Western Union. Niedawno opisywaliśmy w "Gazecie" przypadki wyłudzania zaliczek od uczestników aukcji internetowych używanych samochodów po bardzo atrakcyjnej cenie. Autor przekrętu zdobywa zaufanie kupującego dzięki temu, że w transakcji ma pośredniczyć specjalna firma powiernicza (tzw. escrow). Taki depozytariusz wydaje sprzedawcy pieniądze wpłacone przez kupującego dopiero wtedy, gdy ten dostanie i sprawdzi towar. Szkopuł w tym, że firma powiernicza, mimo profesjonalnie wyglądającej witryny, może okazać się fałszywa (na zdjęciu jedna z takich oszukańczych witryn - występowała pod różnymi nazwami, ale wyglądała zawsze podobnie).

Oszustów trudno namierzyć, bo przekaz zaliczki w takich transakcjach odbywa się zwykle przez Western Union. Na czym polega taka operacja? Nadawca po prostu zleca przekaz określonej sumy pieniędzy (wpłaca ją w okienku), którą adresat odbiera u siebie w kraju na podstawie danych osobowych i dokumentu tożsamości (musi też znać przekazaną kwotę). Jeśli więc oszust używa sfałszowanego dowodu osobistego, po transakcji nie zostają żadne ślady (np. numery kont bankowych), które ułatwiłyby potem jego namierzenie. Dlatego internetowy kontrahent, nalegający na przekazanie mu pieniędzy przez Western Union, to jak lampka alarmowa. Nawet sama firma Western Union przestrzega przed wykorzystywaniem takich przekazów do płatności za towary i usługi kupowane w sieci. - Taki przekaz jest dostępny do wypłaty w przeciągu kilku minut od wysłania i w żaden sposób nie można opóźnić, wstrzymać lub zablokować wypłaty nadanych środków. Przestrzegamy przed wysyłaniem pieniędzy osobom nieznajomym - pisze firma na swojej witrynie. Oprócz zaliczek na rezerwację auta oszuści wyłudzają w ten sposób pieniądze m.in. za telefony komórkowe, komputery, sprzęt RTV oraz aparaty i kamery cyfrowe.

W internecie
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.